Od czasu do czasu dostaję od Was pytania, jak to jest z tym autostopem we Włoszech. Sama już bardzo dawno tak nie podróżowałam, ale Karolina jak najbardziej tak i zechciała swoją przygodę specjalnie dla Was opisać. Nawet jeśli nie planujesz podróży autostopem i tak warto przeczytać.
Zanim przejdziemy jednak dalej, odpowiedzmy sobie na kluczowe pytanie: czy autostop jest we Włoszech legalny? Poszukałam informacji na ten temat, poszukali też moim czytelnicy. Prawo we Włoszech mówi tak: autostop jest w pełni legalny, ale z dużym wyjątkiem – jest zakazany na autostradzie wliczając w to wjazdy/zjazdy i stacje paliw.
A teraz dowiedz się więcej, jak to wygląda w realu.
Autostop we Włoszech. Strani autostoppisti
by Karolina Górak
Autostop każdej podróży dodaje pikanterii, odrobinę niepewności i ryzyka.
Na początku, jak po maśle…
Autostop we Włoszech. Ilu z was zrezygnowało, bo zostało ostrzeżonym co najmniej kilka razy o tym, że jest to absolutnie zakazane i policja zabierze was z trasy przy pierwszej okazji? Zakaz, owszem, istnieje, ale nie powstrzymuje on zagorzałych autostopowiczów, w tym mnie, od autostopowania. Na szczęście, te ryzykowne próby jeszcze nigdy nie skończyły się bezpośrednią konfrontacją z poliziotti.
Ja i moja polska koleżanka za cel podróży obrałyśmy sobie małe acz urocze miasteczko Urbino w Marche, położone około dwóch godzin jazdy autem od Bolonii. Zaprawione w autostopowym boju, optymistycznie, po pożywnym śniadaniu, wyruszyłyśmy z… Zagrzebia. Zaplanowałyśmy wykonanie trasy, bez mała, 600 km. W jeden dzień! Dalekosiężne plany. Chorwacji i Słowenii nawet nie pamiętamy, przejechałyśmy oba kraje raptem w 3 godziny, z lekkim poślizgiem w Ljubljanie (duże miasta potrafią narobić kłopotu). Ach, to umiłowanie Słowian do autostopu!
Czy istnieje wspólny język z Włochami?
Jedną z przeszkód, a może raczej jednym z wyzwań, okazał się język. Włosi nie mówią po angielsku. W każdym razie, nie nasi kierowcy. Ale za to uwielbiają mówić. Pierwsze auto gwałtownie zatrzymało się w zatoczce, w której schowałyśmy się przed ruchem na szosie. Z auta wysiadł czarnowłosy mężczyzna w ciemnych okularach i takimże garniturze (my umierałyśmy z gorąca). Absolutnie nie rozumiał, co próbowałyśmy mu przekazać, prócz słowa „Bolonia”, które napisałyśmy na kartonie, za to zamaszystem ruchem zaprosił nas do samochodu. Przez pół trasy krzyczał na kogoś (lub do kogoś) przez telefon, wymachując przy tym rękami nad kierownicą, co przyprawiało nas o ciarki, ale jakimś cudem umiejętnie łączył to z pewnym stylem jazdy. Zakończywszy rozmowę, zaczął żywiołowo streszczać nam rozmowę, zapewne z detalami, jakim to „imbecille” nie był jego rozmówca (jedyne zapamiętane słowo). Gdybyśmy choć w pewnym stopniu rozumiały włoski, na pewno byśmy się świetnie bawiły.
Kolejny mężczyzna, którego spotkałyśmy w okolicach Gorizii, zadziwił nas niezgorszą angielszczyzną. Okazał się emerytowanym podróżnikiem, który zjechał pół świata. Brodaty, przy tuszy, w dużym szerokim płaszczu, ledwo mieszczący się na siedzeniu, przypominał wakacyjną wersję Gwiazdora, pomieścił i nas, i nasze dwa duże plecaki w swoim zdezelowanym fiacie.
Jednak obu wspomnianych panów stanowiło wyjątek na włoskich szosach.
A może Taxi?
Zmęczone i zrezygnowane brakiem entuzjazmu ze strony przejeżdżajacych na machające dziko rękami blondynki, usiadłyśmy na poboczu i po prostu cieszyłyśmy się pogodą. Wtem, niespodziewanie, zatrzymała się taksówka i taksówkarz zaoferował podwózkę do Treviso. Oczywiście, nie mówił po angielsku, ale po całodziennych zmaganiach z językiem, odgadłyśmy od razu, co miał na myśli. Gestami wytłumaczyłyśmy, że nie mamy żadnych pieniędzy (czymże byłby autostop, gdyby przyszło nam opłacić przejazd czyimś samochodem?), ale tylko machnął ręką. Mimo to, całą drogę siedziałyśmy jak na szpilkach, tępo wpatrując się w kartkę z cenami za kilometry wiszącą z tyłu jego siedzenia. Wysokimi cenami, muszę zaznaczyć. Szczególnie na dystansach międzymiastowych.
Taksówkarz wysadził nas na stacji benzynowej. Zapadał już zmrok, zaczynałyśmy się denerwować, bo nie wiedziałyśmy, gdzie dokładnie jesteśmy.
Ale i tym razem los się do nas uśmiechnął. Nasz ostatni kierowca, drobny niski pan, właściciel mercedesa, przeraził się perspektywą, że dwie młode dziewczyny mają zamiar podróżować samotnie, i to pod wieczór, a może i nocą, zawiózł więc nas na najbliższy dworzec i wymusił obietnicę, że wsiądziemy w pociąg.
Nie ma tego złego… Bolonia
Kupiłyśmy bilet do Bolonii, ale zmęczenie wzięło górę i omyłkowo wsiadłyśmy do pociągu jadącego do innego miasta! Serca nam zabiły ze strachu.
Konduktor, co znów nas zaskoczyło, nie zażądał kupna nowego biletu, zaśmiał się tylko, pokręcił głową, wyszukał młodą dziewczynę, która mówiła po angielsku, i tym sposobem wytłumaczył, gdzie mamy wysiąść, by przesiąść się na autobus do Bolonii.
Bolonię przywitałyśmy z westchnieniem ulgi. Miasto już znałyśmy z poprzednich eskapad i prędko pomaszerowałyśmy na główny plac, Piazza Maggiore. Najbliższy pociąg do Pesaro odjeżdżał o świcie, więc miałyśmy przed sobą całą noc... a noc we włoskim dużym mieście, chyba nigdy nie kojarzy się z nudą. Ledwo zdążyłyśmy kupić kufel piwa (a raczej mały plastikowy kubek), dołączyła do nas grupa przesympatyczncyh Włochów. Nie mogli się nadziwić, dlaczego zdecydowałyśmy się na autostop i, potrosze nam współczując, a potrosze, by pochwalić się Bolonią, posłużyli nam za przewodników aż do momentu, gdy musiałyśmy wsiąść do pociągu. Może stanowiłyśmy dla nich swojego rodzaju kuriozum – wszak, całkiem z nas strani autostoppisti.
Wszystkie drogi prowadzą do… Urbino
Wczesnym rankiem dojechałyśmy do Pesaro, skąd wystarczyło wsiąść w autobus do Urbino (nie odważyłyśmy się na poranne stopowanie). Znoje podróży, wyczekiwanie na kierowców, problemy z językiem i brak snu zrekompensowało nam to małe miasteczko. Dotarłyśmy do upragnionego celu, gdy wszystko dopiero budziło się do życia. I, niczym w półjawie, jeszcze trochę śniąc, naszym oczom ukazał się widok, który zaklasyfikował Urbino jako jedno z naszych ukochanych miejsc. Okoliczne wzgórza spowite mgłą i pastelowymi chmurami, leniwie wscodzące słońce…. Czy istnieje ktoś, kto nie zachwyciłby się takim krajobrazem?
Autostop we Włoszech w pewnym stopniu istnieje. Przygotujcie się tylko na niezaplanowane dłuższe przystanki i niezrozumienie ze strony Włochów, przez które przebija współczucie i potrzeba niesienia pomocy zbłądzonym podróżnikom. Jeden z włoskich znajomych kazał nam obiecać, po wysłuchaniu naszych autostopowych opowieści, że jeżeli kiedykolwiek jeszcze przyjdzie nam ochota tak podróżować, koniecznie mamy się z nim skontaktować, by mógł dać wskazówki, jak używać normalnych środków transportu, bo jakże to tak, żeby cywilizowani ludzie w cywilizowanym kraju musieli korzystać z autostopu? Tak jak vagabondi?
Karolina
Karolina. Po studiach na filologii rosyjskiej postanowiła przeprowadzić się na Bałkany, skąd częstym celem jej wojaży okazywały się Włochy, słoneczne i radosne. Amatorka autostopu jako jednego z najlepszych sposobów na poznanie obcej kultury. Obecnie zamieszkała w Hamburgu, gdzie pracuje dla bab.la.
Włoska poczta
Dołącz do czytelników mojego newslettera, poste italiane. Nie tylko nie przeoczysz żadnego artykułu na blogu, ale także otrzymasz dodatkową wiedzę o Italii.
Jeśli potrzebujesz pomocy w znalezieniu praktycznych informacji o Italii, zapraszam Cię do mojej grupy na FB: Moje wielkie włoskie podróże, którą w lipcu 2017 wyróżnił Magazyn Glamour, jako jedna z najciekawszych grup na FB. Zapraszam cię także na mojego Instagrama, na którym znajdziesz całą masę włoskich inspiracji!
Zdjęcie tytułowe: Unsplash