Wyspa Ischia jest tak zjawiskowa, że trudno stąd uciec. Po wizycie w Porto Ischia i Forio wraz z moją załogą jachtu uciekliśmy do niewielkiego portu na południu, Sant’Angelo. Kto by pomyślał, że to właśnie tu spędzimy najlepszy wieczór i poranek w czasie naszej podróży do Kampanii? Ale nie wybiegajmy w przyszłość. Na razie rozglądam się. Wszędzie kolorowe domy, ceramika i te widoki.
Zapraszam cię do najcudowniejszego miasteczka wyspy Ischia, oto Sant’Angelo d’Ischia.
Sant’Angelo d’Ischia
Plan był prosty – zwiedzamy, a potem gotujemy kolację na jachcie. Poprzedniego dnia mieliśmy szalenie obfitą kolację w Ristorante delle Cantine Pietratorcia w Forio, w zachodniej części wyspy Ischia, toteż dziś stawialiśmy na lekki posiłek. Pod wieczór podjęliśmy jednak decyzję o niezobowiązującym rekonesansie okolicznych restauracji. Nie uszliśmy daleko. Tuż koło mariny była knajpa z … krasnalami ogrodowymi na tarasie. Nie tego szukałam we Włoszech. Chciałam iść dalej, ale kapitan naszego jachtu, Heniu, zdecydowanym krokiem wszedł do środka, by po chwili zakomunikować, że to właśnie tutaj zostajemy.
Ristorante Da Peppino w Sant’Angelo d’Ischia
Widok krasnali dał mi do myślenia, ale na pewno nie spodziewałam się, że w owej knajpie była sama Angela Merkel! W środku było wyjątkowo dużo elementów dekoracyjnych wybitnie świadczących o bliskich relacjach z pewnym niemieckim miastem, a na ścianie wisiała fotografia dokumentująca odwiedziny tego miejsca przez kanclerz Niemiec. Oto zaskakująca Ristorante Da Peppino! Z wrażenia, tudzież wrodzonej niezgrabności, stłukłam kieliszek.
Ale dlaczego ten wieczór był taki udany? To miejsce zdecydowanie tworzą ludzie, wygląd samej restauracji ma drugorzędne znaczenie. Gdy słońce zaczęło zachodzić, wzięliśmy do rąk menu i zaczęliśmy podpytywać, co tu takiego warto spróbować.
Było niewielu gości, więc kelnerzy mieli dla nas dużo czasu. Właściwie to całkowicie przejęli inicjatywę, zaproponowali różne przystawki, abyśmy mogli spróbować jak najwięcej różnorodnych przysmaków, a potem każdy wybrał coś dla siebie na główne danie i deser. I zaczęło się. Jedzenie pożeraliśmy najpierw wzrokiem, było tak zachęcająco podane, próbowaliśmy wszystkiego i nie mogliśmy uwierzyć, że wszystko jest tak pyszne.
I jak tu nie kochać Kampanii?
W pewnym momencie podeszła do nas właścicielka, starsza pani o wzroście może z 1,52 m. Zagadała, po czym wzięła aparat i zrobiła nam wspólną fotografię. A potem, nie wiem kto zaczął śpiewać, ale i kelnerzy śpiewali i my śpiewaliśmy, a później wszyscy tańczyliśmy. Nawet sceptycznie obserwujący nas dotąd Amerykanie odłożyli widelce i złożyli dłonie do klaskania. Nie miałam już siły pić więcej wina, taniec był w tym momencie najlepszą z możliwych opcji.
Nie oczekujcie z takiej imprezy ostrych i wyrazistych zdjęć. Tu liczyła się atmosfera i szczęście chwili. Bawiliśmy się znakomicie i do dziś wspominam ten wieczór. Był całkowicie niezaplanowany i wielce spontaniczny.
Tego wieczora z naszych 3 załóg tylko jedna gotowała na pokładzie. Przeklinali w duchu, że nie poszli naszym przykładem. Dwie pozostałe załogi zupełnym przypadkiem, nie umawiając się, wybrały tę dziwną knajpę z krasnalami rodem z niemieckich ogródków. Dam Wam małą radę, dajcie się im zwieść i zawitajcie do Ristorante Peppino w niewielkim Sant’Angelo. Oczywiście budżet trzymajcie w ryzach, jesteście przecież turystami i to na południu Włoch.
Dodam tylko, że dziś owa restauracja już tak nie wygląda. Krasnale zniknęły, a całość przeszła remont. Obecnie dominuje tu biel.
Morskie poranki
Rano, gdy wszyscy jeszcze spali, wyskoczyłam w piżamie na pobliskie skały zrobić kilka zdjęć. Akurat rybak wracał z połowu, a słońce wspaniale go oświetliło.
Zdążyłam zrobić jeszcze kilka fotek Sant’Angelo, zanim Mario z sąsiedniego jachtu, jak co rano wyskoczył pobiegać, a na pokład zajrzała Asia i po chwili Gosia, obie jeszcze w piżamkach.
Byłyśmy radosne i pełne swobody po wczorajszym wieczorze, gdy nagle padła komenda kapitana:
– Dziewczyny, odbijamy!
– Co?
Alina marzyła o porannej kąpieli w morzu koło Sant’Angelo – a kapitan dobrze to sobie zapamiętał. Nie jestem pewna, czy Alina na pewno wypowiedziała akurat takie słowa, ale tak to zakomunikował kapitan Heniu. Popłynęliśmy na kotwicowisko. Gdy miasteczko jeszcze spało, my ubraliśmy maski, fajki, płetwy i wskoczyliśmy do wody. Pojawiły się śliczne ryby. Co to za jedne? Nie spotkałam ich wcześniej.
Pomysł ze śniadaniem na wodzie i porannej kąpieli był jednak doskonały! Zasłużyliśmy na śniadanie: pane fresco, pomodori, formaggio, ricotta, marmellata, salame napoletano, prosciutto, caffè. Czy trzeba czegoś więcej? Nie ma to jak proste, marynarskie życie – we Włoszech oczywiście.
Nie masz teraz czasu na czytanie? Zapisz sobie poniższe zdjęcie na Pinterest, aby przeczytać później.
Włoska poczta
Dzielę się z Tobą moimi włoskimi podróżami, mając nadzieję, że cię zainspirują do samodzielnego poznawania jednego z najpiękniejszych krajów na świecie. Dlatego zachęcam, abyś dołączył również do czytelników mojego newslettera, poste italiane. Tylko dzięki temu nie przeoczysz niczego, co się pojawiło na blogu, ale przede wszystkim otrzymasz mnóstwo dodatkowych informacji.
Jeśli potrzebujesz pomocy w znalezieniu praktycznych informacji o Italii, zapraszam Cię do mojej grupy na FB: Moje wielkie włoskie podróże, którą wyróżnił Magazyn Glamour, jako jedną z najciekawszych grup na FB. Zapraszam cię także na mojego Instagrama, na którym znajdziesz całą masę włoskich inspiracji!
Piękny blog, cudnie czyta się w taki słotny dzień, jak dziś. Pozdrawiam serdecznie,
binoche.
Bardzo dziękuję. Niezmiernie mi miło powitać Cię w moich progach:).
Moja przygoda z Sant’Angelo wyglądała tak.Z Neapolu jakimś promem robotniczym dostałam się na Ischie(tanio). I oczywiście pech, zakupiłam bilety autobusowe, dotarłam na przystanek w celu dotarcia do Sant’Angelo i co się okazuje – kierowcy strajkują!Niestety pozostało mi spędzić czas w porcie, zwiedziłam zamek pospacerowałam i wrociłam do Neapolu.Czytając Pani boga dopiero pożałowałam,że tak się ta wyprawa skończyła, na tamten czas Positano, Ravello, Amalfi mi zrekompensowało to niepowodzenie, ale teraz myślę,że dobrze by było tam wrócić i koniecznie odwiedzic te restauracje 🙂
Ale z drugiej strony skąd mamy wiedzieć, co nas spotka? Strajk i to akurat wtedy, gdy gdzieś chcemy dotrzeć. Cieszę się jednak z Twojego optymizmu i chęci powrotu. Trzymam kciuki na taką okoliczność!